niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 1 – REMAKE

HARRY
Obudziło mnie znienawidzone dzwonienie budzika. Jak na mój gust, musiałem wstawać o wiele za wcześnie. Powoli zacząłem wygrzebywać się spod ciepłej kołdry, której za nic w świecie nie miałem ochoty opuszczać. Po kilku minutach przeciągania się i ziewania, w końcu udało mi się wyjść z łóżka. Wtem podszedłem do komody, żeby wyciągnąć z niej czystą koszulkę.
Po chłodnym prysznicu, który jako tako przywrócił mnie do życia, w pośpiechu zjadłem rogala. Czas nieustannie mnie gonił i już powinienem wyjść, jeśli nie chciałem przegapić autobusu. Chwyciłem torbę i bez zastanowienia wybiegłem z mieszkania. 
Mój humor poprawił się od razu, po wyjściu na zewnątrz. Było pochmurno, a wiatr nie próżnował, lecz mimo chłodu i deszczu, uwielbiałem jesień. Towarzyszyły jej zawsze najpiękniejsze kolory i najwspanialszy zapach. Kiedy inni, podczas lata, smażyli się na plaży, ja ukrywałem się w cieniu, z utęsknieniem czekając na wrzesień. Na szczęście, moja ulubiona pora roku wreszcie nastała, co skutkowało u mnie częstym uśmiechem.
Gdy dobiegłem na przystanek, od razu wskoczyłem do autobusu. Było w nim jak zwykle dużo ludzi, a co za tym szło, zerowe szanse na znalezienie wolnego miejsca siedzącego. Wszyscy zaspani, z ponurymi minami. Przez to ten dzień wydawał się jeszcze podlejszy, lecz nie traciłem dobrego nastawienia. Chwyciłem poręcz w celu zachowania równowagi, choć nie było to konieczne, gdy z każdej strony podtrzymywały mnie ciała innych. 
Po dojechaniu na właściwy przystanek w centrum miasta, spokojnie wysiadłem z pojazdu i ruszyłem w stronę uczelni. Nie zwalniałem kroku, bo gdybym ustąpił, zapewne spóźniłbym się na zajęcia. Doszedłem do sali w samą porę, zaledwie minutę przed dzwonkiem. Każdy już zajmował swoje miejsce. Szybko usiadłem na jedno z wolnych krzeseł i wyciągnąłem zeszyt z torby. Dopiero wtedy mogłem odetchnąć z ulgą.
Od razu, po dłużących się wykładach, poszedłem na kolejny przystanek. Tym razem wybierałem się do pracy. Na szczęście, nie musiałem się spieszyć tak jak rano, gdyż zostało mi całkiem sporo czasu.
Droga zajęła mi kilkanaście minut. Wreszcie, spokojnym krokiem wszedłem do kawiarni. Było to jedno z moich ulubionych miejsc w Londynie i byłem nadzwyczaj szczęśliwy, że mogłem w nim pracować. Ściany z czerwonej cegły, ciemne panele, ciepłe światło i najwspanialszy zapach świeżo parzonej kawy – wymarzone otoczenie do spędzania czasu. 
Napawając się moją ulubioną wonią, poszedłem na zaplecze. Przewiązałem w pasie swój bordowy fartuch, a już chwilę później stałem za ladą, gotowy do pracy. Momentalnie podeszła do mnie jedna z kelnerek – Donna. Wyróżniały ją kręcone kasztanowe włosy i twarz obsypana piegami, a także głośny styl bycia.
– Dzień dobry, panie kierowniku – przywitała mnie szerokim uśmiechem, jednocześnie pokładając się na ladzie.
– Hej, Donna – odpowiedziałem, odwzajemniając uśmiech. – Nie mów tak do mnie.
– Oh, przecież wiesz, że sobie żartuję. – Puściła perskie oko, po czym odeszła, żeby obsłużyć klientów.
Także wziąłem się do roboty, mimo że niespodziewanie ogarnęło mnie dziwne uczucie wycieńczenia. Dopiero popołudniu zrozumiałem jak bardzo byłem zmęczony. Zapewne gdybym poszedł wcześniej spać, nie miałbym tego problemu. 
Dosłownie na chwilę odwróciłem się od kasy, żeby wziąć głęboki wdech, który miał mi pomóc ogarnięcie umysłu. Przeczesałem włosy dłonią, odgarniając kilka niesfornych kosmyków z czoła. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem przed sobą rumianego blondyna. Był zadyszany, a w ręku trzymał pokrowiec na gitarę. Podniósł głowę do góry, przez co zobaczyłem jego błękitne oczy, których widok zaparł mi dech w piersi.
– Poproszę latte – powiedział, a jego oddech powoli się normował. – Na wynos.
– Już się robi – rzuciłem tylko.
Zacząłem przygotowywać kawę, ale co chwilę zerkałem na klienta; nie mogłem się powstrzymać. Rozglądał się po pomieszczeniu, od czasu do czasu, nerwowo spoglądając na zegarek. Na prawdę drogi zegarek ze skórzanym paskiem. Najwyraźniej się spieszył, toteż próbowałem się nie ociągać, żeby jak najszybciej go obsłużyć.
Próbowałem, lecz nie wychodziło mi to do końca tak, jak zaplanowałem. W równych odstępach czasowych, zerkałem przez ramię, wzrokiem lustrując chłopaka. Wyglądał niepozornie w dżinsach i czerwonej, flanelowej koszuli w kratę, ale miał w sobie coś, co nie pozwalało mi spuścić z niego wzroku. Jasne włosy, postawione na żel do góry, prezentowały się na prawdę dobrze i idealnie do niego pasowały.
Kiedy już miałem dać mu zamówienie, kubek niespodziewanie wypadł mi z ręki, a napój obal moje czarne spodnie. 
Niech to szlag!
Zakląłem cicho pod nosem, choć miałem ochotę krzyczeć. Kawa była gorąca, przez co poparzyła mi uda. Blondyn wyciągnął szyję, żeby sprawdzić co się stało. Wysłałem mu przepraszający uśmiech i zabrałem się do robienia nowej latte. Musiałem zaciskać zęby, powstrzymując się od wybuchnięcia. Doskwierał mi piekący ból, ale zaskoczyłem sam siebie swoją wytrwałością. 
Po chwili podałem chłopakowi kolejną kawę, tym razem starając się zachować wzmożoną ostrożność.
– Dzięki – bąknął. Zostawił na blacie kilka monet, po czym po prostu wyszedł.
Odprowadziłem go wzrokiem do drzwi. Gdy tylko przekroczył próg kawiarni, wypuściłem powietrze z płuc, zalegające tam od jakiegoś czasu. Podczas obecności blondyna, nawet nie zauważyłem jak bardzo się denerwowałem. Dopiero po jego wyjściu, zacząłem oswajać się z tą wiadomością. Ręce mi drżały niekontrolowanie. Przekląłem je w myślach, tym samym przypominając sobie o oparzeniu i ponownie syknąłem z bólu.

NIALL
Kiedy tylko opuściłem kawiarnię, odwróciłem się na chwilę. Brunet wyglądał jakby spadł mu kamień z serca. Zacisnąłem palce mocniej na kubku kawy, po czym ruszyłem w stronę przystanku. Tam, czekając na autobus, rozmyślałem. W głowie ciągle napotykałem się na myśl o chłopaku z baru. 
Co chwilę, nerwowo odgarniał swoje włosy z czoła. Dłonie mu się trzęsły z bliżej nieokreślonego powodu. Sprawiał wrażenie zapracowanego człowieka z wieloma problemami na głowie, jednocześnie wyglądając na wesołego i beztroskiego. Zastanawiało mnie także, dlaczego nieustannie błądził wzrokiem. Zapewne przez to, że był rozkojarzony, upuścił pierwszy kubek z kawą.
Z drugiej strony... wyglądał całkiem uroczo, kiedy tak się starał.
Cholera.
Skarciłem się w myślach za myślenie o czymś takim, równocześnie kręcąc głową. Wtem, nadjechał autobus, do którego wskoczyłem dopiero po chwili, wciąż pogrążony w myślach.
Wysiadając z autobusu, potknąłem się o własne nogi, mimo że uspokoiłem umysł z natrętnych wspomnień. Zaśmiałem się pod nosem, sam z siebie.
Całe szczęście, do domu miałem niedaleko. Już po pięciu minutach, otwierałem drzwi do mieszkania. W niewielkim salonie, zastałem swojego współlokatora, obściskującego się z dziewczyną na kanapie. Nie byłem pewien, która to w tym tygodniu, ale na pewno nie była ostatnia. Przeszedłem obok, ignorując ich. Wszedłem do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi, żeby nie musieć słuchać mlaskania i głupkowatych chichotów. Tamci pewnie nawet nie wiedzieli, że byłem w domu, choć wcale mi to nie przeszkadzało.
Oparłem gitarę o ścianę, po czym usiadłem na parapecie, wciąż trzymając w dłoni kubek po kawie. Położyłem go obok siebie, a wzrok wlepiłem w widok za oknem. Z ostatniego piętra, miasto prezentowało się na prawdę wyjątkowo. Miałem wielkiego farta, mogąc mieszkać w takiej lokalizacji. Potrafiłem godzinami siedzieć w tej części mojego pokoju i robić najróżniejsze rzeczy. Od podziwiania Londynu, poprzez czytanie książek, aż do pisania piosenek.
Właśnie wtedy, poczułem nagły przypływ weny. Chwyciłem do ręki notes, który zawsze leżał w tym samym miejscu, gdyż nie miałem zwyczaju pisać nigdzie indziej. Niby od niechcenia, zacząłem skrobać słowa na papierze, a gdy zapisałem kilka wersów, zacząłem czytać je w kółko. Nie trwało długo, żebym zupełnie się zniechęcił do tego kawałka tekstu. Zdecydowanie wyrwałem kartkę i zgniotłem ją, marszcząc brwi. Rzuciłem papierową kulkę na podłogę. Zrozumiałem, że wcale nie miałem weny. Albo po prostu nie mogłem się skupić. Niestety, dobrze wiedziałem czyja to wina; w myślach ciągle widziałem obraz roztrzepanego chłopaka z burzą loków.

*

No więc tak to wygląda:) Rusza remake Aflame! Z nowym tytułem, nowym wyglądem i przede wszystkim nowymi rozdziałami ^^
Mam nadzieję, że niektórzy się zainteresują.

3 komentarze:

  1. Trololo.. Nie ma to jak zakochiwać się w blogach zamawiających :D Niesamowite, cudowne, ekstra! Ostatnio nie czytam zbytnio blogów, ale tak czytałam Twoje zamówienie i se pomyślałam, że obaczaję, no i się nie zawiadołam, jak w większości przypadków (niestety). Przeczytałam ten Remake i od razu byłam ciekswa co będzie dalej więc chyba w półgodzinki przeczytałam wszystkie stare rozdziały i oszalałam *__* Twój styl jest bardzo wciągający i ciekawy normalnie szacuneczek. Co prawda opisy były trochę słabe w poprzednich wersjach rozdziałów, dlatego fajnie że robisz ten Remake :) Już nie będę tu smencić i wgl. Po prostu chciałam powiedzieć, że jestem, czytam i przyjmuję zamówienie :D

    Pozdrawiam!
    P.s. Jeśli jeszcze kiedyś będziesz miała jakiś problem z fabułą, jak wtedy kiedy zawiesiłaś bloga to ja służę pomocą! Też troszkę pisałam kiedyś. Może nie najlepiej, ale zawsze coś. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wierzę! Właśnie oficjalnie skisłam haha :D Oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu.
      Zgadzam się z tymi opisami w starej wersji, ale pisałam to rok temu i wiele się od tamtej pory zmieniło. Też czytałam ostatnio wszystkie rozdziały i doszłam do wniosku, że po prostu MUSZĘ zrobić remake. A skoro zaczynam wszystko od nowa to nowy szablon byłby świetnym akcentem:)
      Bardzo dziękuję, że przyjęłaś moje zamówienie, jeju tak się cieszę♥
      A i jeszcze jedno: co do fabuły, możesz się spodziewać wiadomości ode mnie;)

      Usuń
  2. świetny rozdział! Na serio mi się podoba i będę wpadać częściej : )

    Lubisz opowiadania o Harrym Potterze? Lubisz Little Mix, One Direction oraz Demi Lovato? Ten blog jest właśnie dla ciebie : http://mysterious-tales.blogspot.com/ . Dziękuję za wszelkie komentarze, które motywują do każdej pracy xx

    OdpowiedzUsuń