sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 2 [R]

HARRY
– Co tak za nim patrzysz? – powiedziała Donna, opierając się o ladę.
– Na kogo? – odparłem jakby nigdy nic.
– Nie świruj. Widziałam jak ci się ręce trzęsły.
Wywróciłem oczami, po czym odwróciłem się do niej plecami. Nie miałem ochoty się nikomu tłumaczyć, a już szczególnie nie Donnie. Prędzej czy później i tak wszystko rozgryzie, taka już była. 
Nałożyłem na talerz kawałek sernika i podsunąłem go dziewczynie. Na jej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech. Dobrze wiedziałem jak można odwrócić jej uwagę. Kiedy wypchała sobie usta ciastem, wykorzystałem okazję do zabrania głosu:
– Jeśli on jeszcze kiedyś tu przyjdzie, powiedz mu, że nie żyję. – Ugryzłem się w język dopiero po fakcie; nie było to dokładnie to, co chciałem powiedzieć.
– Wiedziałam! – krzyknęła z pełnymi ustami, machając mi widelcem przed nosem. Najwyraźniej mój plan nie działał tak jakbym chciał. – Spodobał ci się.
Momentalnie poczułem jak na twarzy pojawiają mi się rumieńce. Żeby uniknąć jeszcze większego upokorzenia, czmychnąłem na zaplecze. 
Już nic nie musiała rozgryzać. Najwyraźniej byłem tak przewidywalny, że dowiedziała się wszystkiego, gdy tylko na mnie spojrzała. Lepiej nie mówić przy niej zbyt wiele. Zawsze jednak popełniałem ten błąd i wyżalałem się jej. Potem tylko tego żałowałem. Nieważne jak często gryzłem się w język – za każdym razem było już za późno. W myślach, widziałem obraz rudowłosej, paplającej każdemu, kogo spotka. 
Westchnąłem ciężko, błagając o spokój. Chwilę później, wróciłem do pracy i na szczęście, przy ladzie nikogo nie zastałem. Gdy tylko stanąłem na swoim stanowisku, Donna pomachała mi energicznie z drugiego końca sali. W odpowiedzi posłałem jej jedynie wymuszony uśmiech. Od tej pory ciężko było mi się szczerze uśmiechnąć.

NIALL
Rano obudziły mnie różne irytujące dźwięki, jak na przykład skrzeczące radio. Ten dzień nie zapowiadał się zbyt ciekawie od samego początku... Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju. Nogi, będące w zmowie z żołądkiem, mimowolnie poniosły mnie do kuchni. Tam, Tyler – mój współlokator – kroił na desce arbuza. Nie mogłem uwierzyć, że robił przy tym tyle hałasu.
– No wreszcie wstałeś – powiedział oschle; wspaniałe powitanie. – Chcesz kawałek?
– Nie, dzięki. Kiedy wychodzisz? – nie pozostawałem mu wdzięczny.
– Jak zjem.
Zazwyczaj to właśnie tak wyglądały nasze rozmowy. Przekamarzaliśmy się niczym rodzeństwo, ale od braci różniło nas to, że się po prostu nie lubiliśmy. Nie łączyły nas żadne więzi krwi, więc nie musieliśmy udawać, że się uwielbiamy. Mimo częstych sprzeczek, potrafiłem wytrzymać z nim w jednym mieszkaniu. Jednak nie zmieniało to faktu, że wolałem przebywać jak najdalej od niego i jego licznych dziewczyn.
W końcu, zaczął łapczywie pożerać kawałek owocu. Ubrudził przy tym stół i, jak przypuszczałem, wcale nie miał zamiaru po sobie posprzątać; taki już był – wredny i niechlujny. Gdy skończył jeść, wytarł dłonie w swoją szarą koszulkę. Odruchowo wykrzywiłem twarz. 
Obleśne... 
Później, założył buty i bluzę, żeby za chwilę wyjść. Odetchnąłem, gdy tylko zamknęły się za nim drzwi. Pospiesznie wytarłem plamy soku ze stołu, gdyż nie lubiłem żyć w wiecznym syfie. 
Czemu on zawsze tak okropnie brudził?
Kiedy zrobiłem porządek, zabrałem się do przygotowania sobie śniadania. Zjadłem w spokoju, ubrałem się, po czym wyszedłem z gitarą w ręku.
Idąc ulicą, co chwila ziewałem przeciągle. Wcale nie spałem tak dobrze, jakbym chciał. Nie wiem jakim cudem zapomniałem o wypiciu kawy, na którą miałem ogromną ochotę. Automatycznie myślami przeniosłem się do kawiarni, w której wczoraj byłem. Lokal na prawdę mi się podobał?
Jesteś pewien, że mówisz tylko o lokalu?, mówiła moja podświadomość. Może wcale nie potrzebowałem kofeiny...
Potrząsnąłem głową, przyłapując się na takim myśleniu. Próbowałem odgonić od siebie te myśli, a jedynym na to sposobem było skupienie się na drodze do metra.

HARRY
Obsługiwałem właśnie młodą dziewczynę, która wyjątkowo peszyła mnie swoim nachalnym spojrzeniem. Kiedy odwróciłem wzrok, zobaczyłem przez szybę, przechodzącego obok blondyna. Od razu poznałem w nim chłopaka, który był tu wczoraj. Nie mogłem się powstrzymać przed podejściem do okna. Przyciskając nos do szyby, wpatrywałem się w jego plecy.
Tak jak wczoraj, w ręku trzymał gitarę, co natychmiast przykuło moją uwagę. Musiałem się bardzo wysilić, ale w końcu zobaczyłem jak schodzi na dół po schodach do metra. Następnie zniknął mi z pola widzenia, zanim zdążyłem nacieszyć oczy. Zawiedziony, opuściłem ręce i zniechęcony wróciłem do pracy.
Nie wiedziałem dlaczego tak bardzo chciałem móc patrzeć na blondyna. Wydawał się być taką ciepłą osobą, którą można podziwiać godzinami. Przypomniałem sobie iskierki w jego oczach i nabrałem ochoty na walnięcie głową w ścianę.
Był taki piękny...
Dopiero podczas gdy zmywałem naczynia, niespodziewanie mnie olśniło. Przygotowując specjalną kawę, błagałem w myślach, żeby chłopak nie odszedł zbyt daleko. Po chwili, zdjąłem swój fartuch i pospiesznie zawiesiłem go na wieszaku. Kątem oka, zauważyłem że spadł na ziemię, lecz nie miałem czasu tego naprawić. Gestem ręki przywołałem do siebie Donnę, która stała przy jednym ze stolików. W podskokach podeszła do mnie co, jak na mój gust, mogła robić odrobinę szybciej. Oparła się o ladę i wyszczerzyła zęby, zupełnie tak jak robiła to za każdym razem. Odruchowo wywróciłem oczami, na co też nie miałem czasu, więc od razu przeszedłem do sedna sprawy.
– Błagam, zastąp mnie na chwilę – poprosiłem, układając dłonie jak do modlitwy. – Muszę natychmiast wyjść.
– Biegnij – rzuciła, po czym zajęła moje miejsce.
Nie musiała powtarzać dwa razy. Wziąłem do ręki to, co miałem wziąć i czym prędzej ruszyłem ku drzwiom. Na odchodnym posłałem koleżance uśmiech wdzięczności.
Z kubkiem kawy w dłoni, poszedłem szybkim krokiem do metra. Nie chciałem biec, żeby przypadkiem nic nie rozlać. Miałem nadzieję, że chłopak wciąż czeka na swój pociąg i to właśnie ta nadzieja dała mi siłę na przyspieszenie kroku. Chciałem być tam jak najszybciej za wszelką cenę.
Serce zaczęło bić mi szybciej, gdy znowu przypomniałem sobie jego błękitne oczy. Zaczynałem kompletnie świrować na ich punkcie, a jego twarz widziałem zaledwie raz w życiu.
Niemalże zeskoczyłem ze schodów, a tam od razu go zobaczyłem. Stanąłem jak wryty, jednocześnie zachowując ostrożność względem kawy. Ten widok na prawdę mnie zaskoczył; nie tego się spodziewałem. Blondyn siedział przy ścianie, jak gdyby nigdy nic, grając na swojej gitarze. Podśpiewywał, a przed nim leżał pokrowiec na instrument, a w nim kilka monet.
Dosłownie nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem. Przez chwilę, po prostu na niego patrzyłem. Szczerze mi zaimponował. Do tego, widziałem z jaką pasją to robił i nawet nie czuł skrępowania. Wyglądał jakby sprawiało mu to przyjemność, mimo że nie zebrał żadnej fortuny.
Zawahałem się, lecz po krótkim namyśle, podszedłem bliżej. Z kieszeni spodni wygrzebałem kilka centów, które wrzuciłem do futerału. Natomiast rękę z kubkiem wyciągnąłem przed siebie. Spuściłem wzrok, czując że moje policzki oblał niechciany szkarłat. Chłopak w odpowiedzi zachichotał pod nosem.
Cholera...
– Przynosisz mi kawę i jeszcze za nią płacisz? – zażartował.
– Pomyślałem, że... możesz chcieć się napić – bąknąłem.
Czy ja zawsze muszę robić z siebie idiotę?
Jedyne co mi pozostało, to skarcić siebie za to w myślach. Nagle, blondyn chwycił kawę, muskając przy tym swoją dłonią moje palce. Ten krótki dotyk sprawił, że moje ciało zadrżało niekontrolowanie. Gdy upewniłem się, że trzyma kubek, schowałem ręce do kieszeni spodni, próbując choć odrobinę zmniejszyć zawstydzenie. Walcząc sam ze sobą, podniosłem wzrok i spojrzałem mu w oczy, a było warto.
– Dziękuję – powiedział.
– Nie ma sprawy – odparłem. – To cześć. Miłego dnia.
Uśmiechnąłem się, po czym odwróciłem się na pięcie i odszedłem. Czułem, że moja twarz robiła się coraz bardziej czerwona, więc jak najszybciej chciałem uciec z tego miejsca. Zacisnąłem dłonie w pięści, nie mogąc uspokoić myśli.
Jak zwykle wyszedłem na kretyna. Może on wcale sobie tego nie życzył? Chociaż nie wyglądał na zdenerwowanego, ani nic w tym rodzaju... Wręcz przeciwnie – ucieszył się.  Więc może na prawdę był spragniony?
Jedyny plus tej sytuacji był taki, że mogłem go ponownie zobaczyć. Chociaż, może był jeszcze jeden plus jak na przykład to, że nasze dłonie przez sekundę były złączone.
Chyba próbowałem pocieszyć sam siebie... Niespecjalnie zachwycony, wróciłem do pracy. Tam, rzecz jasna, czekała na mnie rudowłosa koleżanka. Teraz najbardziej pragnąłem uniknąć rozmowy z nią. Widziałem w jej oczach ciekawość, która jeszcze bardziej mnie zniechęcała do rozpoczynania konwersacji. Postanowiłem udawać, że jej nie widzę.
– Gdzie twoja kawa? – zapytała, mimo że dobrze znała odpowiedź.
Nie była głupia... a raczej miała w sobie coś, co nazywała szóstym zmysłem. Poza tym, nie dało się po mnie nie zauważyć, że miałem zupełnie inny humor zanim wyszedłem.
Przewiązałem w pasie fartuch i odwróciłem się do Donny, czekając na serię pytań. Nie dało się tego uniknąć, więc pozostało mi jedynie zebrać się na odwagę.
– Czy ty umiesz czytać w myślach? – spytałem, unosząc brew.
– Z ciebie można czytać jak z otwartej książki! Nie trzeba być jasnowidzem – odparła wesoło. – Masz już jego numer?
– Nie! Czemu miałbym mieć? Zostaw mnie.
– Nie bądź taki oschły! Widzę, że nie możesz sobie z tym poradzić.
– To nie twoja sprawa – próbowałem zakończyć rozmowę. Jednak wcale nie byłem gotowy na jej pytania.
– Dobrze wiesz, że i tak się wszystkiego dowiem. Do zobaczenia później! – Pomachała mi, po czym odeszła.
Odetchnąłem z ulgą, choć nie cieszyłem się zbyt długo. Po chwili, przypomniałem sobie jej słowa. Ona na prawdę dowie się wszystkiego... Ma już na to swoje sposoby, które od zawsze były dla mnie tajemnicą.
Po zakończonej pracy, poszedłem na autobus. Powłóczyłem nogami; kilka godzin stania na prawdę potrafi dać się we znaki. Niespodziewanie, usłyszałem, że ktoś mnie woła. Odwróciłem się i zobaczyłem Donnę, biegnącą za mną. Automatycznie zacząłem grać głuchoniemego.
Czy ona nigdy się nie zniechęcała?
– Pamiętaj, ja się nigdy nie zniechęcam – powiedziała, dysząc przy tym.
Wcale nie umie czytać w myślach...
– Opowiesz mi wszystko u ciebie – zarządziła.
– Właśnie sama się zaprosiłaś?
– Dokładnie.
Położyła ręce na biodrach, puszczając do mnie perskie oko. Jej energia czasem mnie przygnębiała, gdyż sam nie byłem taki żywiołowy.
Gdy nadjechał autobus, wsiadłem do niego, próbując ignorować Donnę. Niestety, wskoczyła tuż za mną. Nie dało się od niej odczepić i musiałem się z tym pogodzić. Postanowiłem cieszyć się ostatnimi minutami wolności, zanim wpadnie do mojego mieszkania i zacznie się przesłuchanie.

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 1 – REMAKE

HARRY
Obudziło mnie znienawidzone dzwonienie budzika. Jak na mój gust, musiałem wstawać o wiele za wcześnie. Powoli zacząłem wygrzebywać się spod ciepłej kołdry, której za nic w świecie nie miałem ochoty opuszczać. Po kilku minutach przeciągania się i ziewania, w końcu udało mi się wyjść z łóżka. Wtem podszedłem do komody, żeby wyciągnąć z niej czystą koszulkę.
Po chłodnym prysznicu, który jako tako przywrócił mnie do życia, w pośpiechu zjadłem rogala. Czas nieustannie mnie gonił i już powinienem wyjść, jeśli nie chciałem przegapić autobusu. Chwyciłem torbę i bez zastanowienia wybiegłem z mieszkania. 
Mój humor poprawił się od razu, po wyjściu na zewnątrz. Było pochmurno, a wiatr nie próżnował, lecz mimo chłodu i deszczu, uwielbiałem jesień. Towarzyszyły jej zawsze najpiękniejsze kolory i najwspanialszy zapach. Kiedy inni, podczas lata, smażyli się na plaży, ja ukrywałem się w cieniu, z utęsknieniem czekając na wrzesień. Na szczęście, moja ulubiona pora roku wreszcie nastała, co skutkowało u mnie częstym uśmiechem.
Gdy dobiegłem na przystanek, od razu wskoczyłem do autobusu. Było w nim jak zwykle dużo ludzi, a co za tym szło, zerowe szanse na znalezienie wolnego miejsca siedzącego. Wszyscy zaspani, z ponurymi minami. Przez to ten dzień wydawał się jeszcze podlejszy, lecz nie traciłem dobrego nastawienia. Chwyciłem poręcz w celu zachowania równowagi, choć nie było to konieczne, gdy z każdej strony podtrzymywały mnie ciała innych. 
Po dojechaniu na właściwy przystanek w centrum miasta, spokojnie wysiadłem z pojazdu i ruszyłem w stronę uczelni. Nie zwalniałem kroku, bo gdybym ustąpił, zapewne spóźniłbym się na zajęcia. Doszedłem do sali w samą porę, zaledwie minutę przed dzwonkiem. Każdy już zajmował swoje miejsce. Szybko usiadłem na jedno z wolnych krzeseł i wyciągnąłem zeszyt z torby. Dopiero wtedy mogłem odetchnąć z ulgą.
Od razu, po dłużących się wykładach, poszedłem na kolejny przystanek. Tym razem wybierałem się do pracy. Na szczęście, nie musiałem się spieszyć tak jak rano, gdyż zostało mi całkiem sporo czasu.
Droga zajęła mi kilkanaście minut. Wreszcie, spokojnym krokiem wszedłem do kawiarni. Było to jedno z moich ulubionych miejsc w Londynie i byłem nadzwyczaj szczęśliwy, że mogłem w nim pracować. Ściany z czerwonej cegły, ciemne panele, ciepłe światło i najwspanialszy zapach świeżo parzonej kawy – wymarzone otoczenie do spędzania czasu. 
Napawając się moją ulubioną wonią, poszedłem na zaplecze. Przewiązałem w pasie swój bordowy fartuch, a już chwilę później stałem za ladą, gotowy do pracy. Momentalnie podeszła do mnie jedna z kelnerek – Donna. Wyróżniały ją kręcone kasztanowe włosy i twarz obsypana piegami, a także głośny styl bycia.
– Dzień dobry, panie kierowniku – przywitała mnie szerokim uśmiechem, jednocześnie pokładając się na ladzie.
– Hej, Donna – odpowiedziałem, odwzajemniając uśmiech. – Nie mów tak do mnie.
– Oh, przecież wiesz, że sobie żartuję. – Puściła perskie oko, po czym odeszła, żeby obsłużyć klientów.
Także wziąłem się do roboty, mimo że niespodziewanie ogarnęło mnie dziwne uczucie wycieńczenia. Dopiero popołudniu zrozumiałem jak bardzo byłem zmęczony. Zapewne gdybym poszedł wcześniej spać, nie miałbym tego problemu. 
Dosłownie na chwilę odwróciłem się od kasy, żeby wziąć głęboki wdech, który miał mi pomóc ogarnięcie umysłu. Przeczesałem włosy dłonią, odgarniając kilka niesfornych kosmyków z czoła. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem przed sobą rumianego blondyna. Był zadyszany, a w ręku trzymał pokrowiec na gitarę. Podniósł głowę do góry, przez co zobaczyłem jego błękitne oczy, których widok zaparł mi dech w piersi.
– Poproszę latte – powiedział, a jego oddech powoli się normował. – Na wynos.
– Już się robi – rzuciłem tylko.
Zacząłem przygotowywać kawę, ale co chwilę zerkałem na klienta; nie mogłem się powstrzymać. Rozglądał się po pomieszczeniu, od czasu do czasu, nerwowo spoglądając na zegarek. Na prawdę drogi zegarek ze skórzanym paskiem. Najwyraźniej się spieszył, toteż próbowałem się nie ociągać, żeby jak najszybciej go obsłużyć.
Próbowałem, lecz nie wychodziło mi to do końca tak, jak zaplanowałem. W równych odstępach czasowych, zerkałem przez ramię, wzrokiem lustrując chłopaka. Wyglądał niepozornie w dżinsach i czerwonej, flanelowej koszuli w kratę, ale miał w sobie coś, co nie pozwalało mi spuścić z niego wzroku. Jasne włosy, postawione na żel do góry, prezentowały się na prawdę dobrze i idealnie do niego pasowały.
Kiedy już miałem dać mu zamówienie, kubek niespodziewanie wypadł mi z ręki, a napój obal moje czarne spodnie. 
Niech to szlag!
Zakląłem cicho pod nosem, choć miałem ochotę krzyczeć. Kawa była gorąca, przez co poparzyła mi uda. Blondyn wyciągnął szyję, żeby sprawdzić co się stało. Wysłałem mu przepraszający uśmiech i zabrałem się do robienia nowej latte. Musiałem zaciskać zęby, powstrzymując się od wybuchnięcia. Doskwierał mi piekący ból, ale zaskoczyłem sam siebie swoją wytrwałością. 
Po chwili podałem chłopakowi kolejną kawę, tym razem starając się zachować wzmożoną ostrożność.
– Dzięki – bąknął. Zostawił na blacie kilka monet, po czym po prostu wyszedł.
Odprowadziłem go wzrokiem do drzwi. Gdy tylko przekroczył próg kawiarni, wypuściłem powietrze z płuc, zalegające tam od jakiegoś czasu. Podczas obecności blondyna, nawet nie zauważyłem jak bardzo się denerwowałem. Dopiero po jego wyjściu, zacząłem oswajać się z tą wiadomością. Ręce mi drżały niekontrolowanie. Przekląłem je w myślach, tym samym przypominając sobie o oparzeniu i ponownie syknąłem z bólu.

NIALL
Kiedy tylko opuściłem kawiarnię, odwróciłem się na chwilę. Brunet wyglądał jakby spadł mu kamień z serca. Zacisnąłem palce mocniej na kubku kawy, po czym ruszyłem w stronę przystanku. Tam, czekając na autobus, rozmyślałem. W głowie ciągle napotykałem się na myśl o chłopaku z baru. 
Co chwilę, nerwowo odgarniał swoje włosy z czoła. Dłonie mu się trzęsły z bliżej nieokreślonego powodu. Sprawiał wrażenie zapracowanego człowieka z wieloma problemami na głowie, jednocześnie wyglądając na wesołego i beztroskiego. Zastanawiało mnie także, dlaczego nieustannie błądził wzrokiem. Zapewne przez to, że był rozkojarzony, upuścił pierwszy kubek z kawą.
Z drugiej strony... wyglądał całkiem uroczo, kiedy tak się starał.
Cholera.
Skarciłem się w myślach za myślenie o czymś takim, równocześnie kręcąc głową. Wtem, nadjechał autobus, do którego wskoczyłem dopiero po chwili, wciąż pogrążony w myślach.
Wysiadając z autobusu, potknąłem się o własne nogi, mimo że uspokoiłem umysł z natrętnych wspomnień. Zaśmiałem się pod nosem, sam z siebie.
Całe szczęście, do domu miałem niedaleko. Już po pięciu minutach, otwierałem drzwi do mieszkania. W niewielkim salonie, zastałem swojego współlokatora, obściskującego się z dziewczyną na kanapie. Nie byłem pewien, która to w tym tygodniu, ale na pewno nie była ostatnia. Przeszedłem obok, ignorując ich. Wszedłem do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi, żeby nie musieć słuchać mlaskania i głupkowatych chichotów. Tamci pewnie nawet nie wiedzieli, że byłem w domu, choć wcale mi to nie przeszkadzało.
Oparłem gitarę o ścianę, po czym usiadłem na parapecie, wciąż trzymając w dłoni kubek po kawie. Położyłem go obok siebie, a wzrok wlepiłem w widok za oknem. Z ostatniego piętra, miasto prezentowało się na prawdę wyjątkowo. Miałem wielkiego farta, mogąc mieszkać w takiej lokalizacji. Potrafiłem godzinami siedzieć w tej części mojego pokoju i robić najróżniejsze rzeczy. Od podziwiania Londynu, poprzez czytanie książek, aż do pisania piosenek.
Właśnie wtedy, poczułem nagły przypływ weny. Chwyciłem do ręki notes, który zawsze leżał w tym samym miejscu, gdyż nie miałem zwyczaju pisać nigdzie indziej. Niby od niechcenia, zacząłem skrobać słowa na papierze, a gdy zapisałem kilka wersów, zacząłem czytać je w kółko. Nie trwało długo, żebym zupełnie się zniechęcił do tego kawałka tekstu. Zdecydowanie wyrwałem kartkę i zgniotłem ją, marszcząc brwi. Rzuciłem papierową kulkę na podłogę. Zrozumiałem, że wcale nie miałem weny. Albo po prostu nie mogłem się skupić. Niestety, dobrze wiedziałem czyja to wina; w myślach ciągle widziałem obraz roztrzepanego chłopaka z burzą loków.

*

No więc tak to wygląda:) Rusza remake Aflame! Z nowym tytułem, nowym wyglądem i przede wszystkim nowymi rozdziałami ^^
Mam nadzieję, że niektórzy się zainteresują.