środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 4 [R]

NIALL
Gdy tylko poczułem jego wargi na swoich, odskoczyłem jak oparzony. Kompletnie się tego nie spodziewałem; nie byłem przygotowany. W odpowiedzi wytrzeszczyłem na niego oczy, gdyż nie byłem zdolny do niczego innego. Widząc moją reakcję, nagle posmutniał, ale nie mogłem zrobić nic innego. Co prawda, nie chciałem go w żaden sposób urazić. Niestety, zrobił to tak szybko, że nie miałem innego wyboru jak po prostu go odepchnąć.
Wszystko wskazywało na to, że go zraniłem i nie miałem żadnego pomysłu jak się z tego wyplątać. Po krótkiej chwili, w jego oczach ujrzałem łzy. 
Właśnie tego obawiałem się najbardziej...
Kiedy słone krople powoli zaczęły spływać po jego policzkach, próbowałem jakoś zadziałać. Wyciągnąłem rękę w jego stronę, ale po chwili ją cofnąłem, nie wiedząc co tak właściwie chciałem zrobić. Nie mogłem go teraz głaskać po twarzy, nie po tym co zrobiłem. Nerwowo przygryzłem wargę, główkując jak naprawić to, co zepsułem.
– Nie wysilaj się – szepnął. – Mogłeś powiedzieć od razu.
– Powiedzieć o czym? – Nie wiedziałem co miał na myśli.
– Nie udawaj teraz. – Widząc moją zdezorientowaną minę, od razu przeszedł do sedna. - O tym, że jesteś hetero.
Jego bezpośredniość przyprawiła mnie o rumieńce. Kolejny raz mnie zaskoczył brakiem jakiegokolwiek oporu. Zaś z drugiej strony, wyglądał na bardzo nieśmiałego chłopaka. Nie wiedziałem, któremu Harry'emu miałem wierzyć.
Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Dlatego po prostu patrzyłem na niego, obserwując jak jego gniew przeradza się w zażenowanie. Cała ta sytuacja, w ekspresowym tempie, stała się bardzo krępująca, a cisza jedynie to pogarszała. 
Bez przerwy zadawałem sobie pytanie: Dlaczego go odepchnąłem? 
W rzeczywistości, był bardzo miły i dobrze mi się z nim rozmawiało. Jednocześnie, nie miał świadomości o mojej seksualności. Niestety, znałem go zbyt krótko, żeby tak szybko przejść do pocałunku – i znalazłem odpowiedź na owe pytanie, nurtujące moją podświadomość.
Opuściłem głowę, wlepiając wzrok w swoje kolana.
– Przepraszam – wybąkałem w końcu. – N-na prawdę mi się podobasz.
Po wypowiedzeniu tych słów, poczułem jak zalewa mnie fala gorąca. Nie mogłem uwierzyć, że to zrobiłem. Właśnie nieoficjalnie przyznałem się do tego, że wcale nie jestem hetero, jak sądził brunet. Bałem się podnieść wzrok, w obawie o jego reakcję. Zrobiłem głęboki wdech i po chwili się przemogłem. 
Na twarzy Harry'ego nie dostrzegłem żadnej ze znanych mi emocji. Nie był ani smutny, ani wesoły, ani nawet zaskoczony. Pytająco uniosłem brew w nadziei, że ten coś powie. W oczekiwaniu wstrzymałem oddech.
– Więc czemu mnie odepchnąłeś? – zapytał wyraźnie urażony.
– Zrobiłeś to tak niespodziewanie...
– Nie mogłem... się powstrzymać – wydusił z trudem. – Twoje usta wyglądały tak... słodko.
Dokładnie to samo mógłbym powiedzieć o nim, ale jak zwykle brakowało mi odwagi. Nieśmiało chwyciłem jego dłoń, prosząc w myślach, żeby to jakoś pomogło. Automatycznie poczerwieniały mu policzki co było dobrym znakiem. 
Wyglądał wtedy tak niewinnie... Czerwone policzki do niego pasowały jak do nikogo innego. Mimo, że lubiłem go w takiej odsłonie, zastanawiałem się co było powodem jej ukazania.
– Dlaczego jesteś taki nieśmiały? – zapytałem.
Byłem świadom, że to on mnie pocałował, ale wciąż pozostawał dla mnie tym skrytym i tajemniczym chłopakiem.

HARRY
To jedno krótkie pytanie spowodowało niespodziewany wybuch w moim sercu. W jednej chwili wróciły wszystkie złe wspomnienia, o których tak bardzo chciałem zapomnieć. Za wszelką cenę próbowałem zatrzymać moje oczy suche. Wcale nie chciałem wracać do spraw z mrocznej przeszłości, ale Niall nie miał pojęcia o tym, że powiedział coś niewłaściwego. W końcu, odwróciłem wzrok.
– Ej! – wystraszył się. – Przepraszam jeśli cię uraziłem.
W odpowiedzi wydałem z siebie jedynie żałosny jęk; nie byłem w stanie nic powiedzieć.
Czemu nie potrafię pohamować swoich emocji?
– Harry... – szepnął. – Spójrz na mnie.
Po chwili wewnętrznej walki, w końcu podniosłem wzrok. Niall miał bardzo poważną minę i chyba dostrzegłem w niej zatroskanie. Możliwe, że wzbudziłem w nim poczucie winy, a to nie tego chciałem. Nie potrzebowałem nawet współczucia, bo ono jedynie przypominało mi o tym, co się wydarzyło.
– Widzę, że to grubsza sprawa – ciągnął dalej. – Chcesz mi o tym opowiedzieć?
Skinąłem głową. 
To dla mnie naprawdę ciężki temat, ale w krótką chwilę podjąłem decyzję, że chcę się tym z nim podzielić. Może unikanie tego tematu wcale nie było dobrą decyzją? Możliwe, że po szczerej rozmowie poczułbym ulgę. 
Szykowałem się właśnie do opowiedzenia historii swojego życia, kiedy nagle doszedłem do wniosku, że to nie jest właściwe miejsce; nie czułem się w nim dostatecznie swobodnie. Rozejrzałem się wokoło w poszukiwaniu jakiejś lepszej lokacji, lecz niestety nic mi nie odpowiadało. Bez zastanowienia, chwyciłem dłoń Nialla i ruszyłem w stronę przystanku autobusowego.
– Gdzie idziemy? – zapytał.
– Do mnie.
Przez całą drogę ściskałem jego rękę w obawie, że ode mnie ucieknie, choć miał do tego już dostatecznie dużo powodów. Dopiero przed drzwiami mieszkania, zwolniłem uścisk, co wcale się do mnie nie uśmiechało. Nacisnąłem klamkę, żeby jak najszybciej wprowadzić chłopaka do środka. Kątem oka ujrzałem, że zaciekawiony rozgląda się po wnętrzu. Zaprowadziłem go na sofę, gdzie mógłby usiąść. Nie zająłem miejsca obok niego, próbując zyskać na czasie. Wciąż towarzyszyła mi pewna obawa – nie miałem pewności co do dzielenia się z nim moją historią.
– Chcesz coś do picia? – zapytałem. – Mam wiele rodzajów herbaty.
– Nie, dziękuję. – Wyraźnie się niecierpliwił, choć próbował to ukryć.
Nie miałem już czym się bronić, więc usiadłem.
– Jeśli nie chcesz mówić, to do niczego nie będę cię zmuszać, ale wiedz, że możesz mi zaufać – powiedział blondyn pokrzepiająco; widział, że mam wewnętrzną blokadę.
Nie mogłem zrozumieć dlaczego, ale naprawdę darzyłem go zaufaniem. Był taki prawdziwy. Nikogo nie udawał.
– Niall? – zacząłem. – Mogę ci powiedzieć to kiedy indziej? Nie potrafię teraz...
– Oczywiście. – Posłał mi uśmiech.
– Ktoś mnie wykorzystał i jednak nie jest tak łatwo o tym mówić.
Posłał mi pocieszające spojrzenie, po czym nagle przyciągnął mnie do swojej piersi. Zaskoczył mnie tym szybkim ruchem, ale zdecydowanie było to miłe zaskoczenie. Nie tylko słyszałem, ale także czułem bicie jego serca.
Przez cały czas wydawał mi się być taki szczery. Zachowywał się jakby naprawdę mu zależało na moich uczuciach, ale podświadomość szeptała mi, żebym nikomu nie ufał. Tworzyłem w głowie najgorsze scenariusze i za nic w świecie nie mogłem się od nich uwolnić.
Zacząłem dokładnie przyglądać się jego dłoni. Kciukiem zataczał koła na wierzchu mojej. Rozmyślałem intensywnie nad tym co właściwie miało miejsce. Siedziałem przytulony do kompletnie obcego mi człowieka.
Więc dlaczego tak bardzo pragnąłem jego bliskości?

środa, 11 lutego 2015

Rozdział 3 [R]

HARRY
Gdy tylko otworzyłem drzwi mieszkania, Donna wbiegła do środka jakby była u siebie. Od razu położyła się na kanapie, a nogi zarzuciła na stół. Nawet nie pofatygowała się, żeby zdjąć buty. Kiedy wieszałem płaszcz na wieszaku, czułem na sobie wzrok dziewczyny. Po dłuższej chwili zająłem miejsce obok niej; specjalnie się ociągałem. Dobrze znałem to spojrzenie – czekała aż jej coś powiem, czego oczywiście nie zamierzałem robić. Zawsze kiedy czegoś chciała, mierzyła mnie tym swoim przenikliwym spojrzeniem i nie ustępowała, dopóki nie zdobyła wystarczająco dużo informacji.
Przez jakiś czas wpatrywaliśmy się tak w siebie, aż w końcu przegrałem. Nie mogłem dłużej tego znieść. Odchylając głowę do tyłu, zacząłem wpatrywać się w sufit. Jego biel pomogła mi w zebraniu myśli. Następnie, wypuściłem powietrze z płuc, żeby za chwilę zacząć mówić. Opowiedziałem przyjaciółce dokładnie, ze szczegółami, jak zrobiłem z siebie idiotę. Momentami, moją twarz pokrywał rumieniec, którego nie mogłem uniknąć.. Na samą myśl o blondynie moje policzki oblewały się czerwienią co było dość wkurzające, ale brak możliwości powstrzymania tego był jeszcze gorszy. Po skończonym monologu, podwinąłem kolana pod brodę, licząc na to, że w ten sposób choć trochę zmniejszę upokorzenie.


NIALL
Wieczorem zebrałem wszystkie pieniądze, wrzucone do mojego pokrowca na gitarę. Znowu udało mi się zarobić całkiem niezłą sumę. Na usta automatycznie wpełzał uśmiech satysfakcji. Przepełniony wdzięcznością, wziąłem swoje rzeczy i ruszyłem w stronę schodów, prowadzących na główną ulicę.
Niebo wyglądało przepięknie. Moje ulubione połączenie różu, fioletu i pomarańczy. Wpuściłem powietrze do płuc, napawając się cudowną jesienią.
Kiedy przechodziłem obok kawiarni, zerknąłem przez szybę, żeby zobaczyć kto stoi za ladą. Niestety, nie mogłem powstrzymać tego odruchu. Rozczarowany widokiem niskiej blondynki, poszedłem dalej. Oczywiście, miałem nadzieję, że zobaczę tam kogoś innego.
Mijając przystanek autobusowy, kątem oka ujrzałem burzę rudych loków. Zerknąłem w ich stronę i poznałem dziewczynę, która pracowała tam gdzie on. Była dość charakterystyczną postacią, więc nie sposób ją przegapić. Jak na zawołanie, odwróciła głowę w moją stronę, zupełnie jakby czytała w moich myślach. Szybko wlepiłem wzrok w swoje stopy, przyspieszając kroku. Prosiłem w duchu, żeby tylko nie podeszła do mnie, a ta jak na przekór wszystkiemu, zawczasu chwyciła mnie za łokieć.
– Wpadniesz jutro do naszej kawiarni? – zaproponowała bez zastanowienia; nie towarzyszył jej nawet cień nieśmiałości.
Myślami od razu powędrowałem do chłopaka, stojącego przede mną z kubkiem kawy. Byłbym głupi gdybym jej teraz odmówił. Wyczekująco patrzyła na mnie swoimi wielkimi, brązowymi oczami. W końcu odpowiedziałem jej skinięciem głowy, gdyż na nic więcej nie było mnie stać. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, po czym rzuciła mi się na szyję, co wywołało u mnie nie lada zaskoczenie. Nie często spotyka się kogoś, kto lubi przytulać nieznajomych. Gdy tylko mnie puściła, odeszła, posyłając mi jeszcze jeden uśmiech na pożegnanie. Starając się o niczym nie myśleć, poszedłem w swoją stronę.
Mogłem próbować, ale to nie znaczy, że mi się udało. Zastanawiałem się czy chłopak z kawiarni poprosił rudą, żeby mnie zaprosiła. Z drugiej strony, nasze spotkanie było zupełnie przypadkowe i nie wyglądało to jakby mnie śledziła. Może to ona coś kombinowała, a on nic nie wiedział?
Wiele pytań tego typu przewinęło się przez moje myśli, ale na żadne nie znalazłem odpowiedzi. Mimo wszystko, przyjąłem zaproszenie i nie mogłem nie przyjść na spotkanie.

Rano, gdy tylko otworzyłem oczy, chciałem jak najszybciej wyjść z domu. Nie znałem konkretnego powodu mojej ekscytacji, ale wcale mi to nie przeszkadzało.
W ekspresowym tempie wykonałem wszystkie niezbędne czynności, choć pominąłem śniadanie; nawet nie czułem głodu. Chwyciłem pokrowiec z gitarą i ruszyłem na miasto. Nie wiedziałem, o której mam być w kawiarni, ale nie mogłem wytrzymać czekania.
Mijając zaspanych ludzi, pędziłem w stronę centrum. Kiedy wszyscy ledwo żyli, ja już tryskałem energią, a jeszcze nie piłem kawy. Spojrzałem na zegarek – dopiero jedenasta.
A co jeśli jeszcze go tam nie ma? Mógł mieć popołudniową zmianę. Rudowłosa nawet nie ustaliła konkretnej godziny spotkania, a ja pędziłem jak wariat. Zwolniłem trochę.
Chyba postradałem zmysły... Przypomniałem sobie gdzie idę i w jakim celu. Serce od razu zaczęło mi bić szybciej.
Spokojnie, zachowaj spokój. Próbowałem opanować emocje, podczas gdy wciąż nie miałem pojęcia czym tak bardzo się ekscytowałem.
Nie zorientowałem się, kiedy i w jaki sposób tak szybko dotarłem na miejsce. Możliwe, że przez pewien odcinek drogi biegłem, a nawet nie byłem tego świadomy. W końcu, wszedłem do pomieszczenia, w którym unosił się mocny zapach kawy, zachęcający wszystkich przechodniów.


HARRY
Śmiałem się właśnie z wygłupów Donny, kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałem w ich stronę i ujrzałem blondyna z gitarą. Jak na zawołanie, zamilkłem, a policzki mimowolnie mi się zaczerwieniły. Miałem ochotę zakryć twarz dłońmi, ale zapewne wyglądałbym jeszcze idiotyczniej, niż w tamtej chwili.
Gdy chłopak zbliżał się do lady, czułem narastające ciepło. Jak gdyby nigdy nic, stanął przede mną, posyłając cudowny uśmiech. Myślałem, że jeszcze chwila i się rozpłynę jak tabliczka czekolady położona na rozgrzanej patelni.
– O, jednak przyszedłeś – powiedziała ruda, klepiąc go w plecy. – Jestem Donna.
– Niall – odparł, wyciągając rękę w jej stronę.
Uważnie obserwowałem każdy jego ruch. Marzyłem, żeby dotknąć jego skóry chociaż na moment i byłem szczerze zazdrosny, że Donnie udało się to zrobić przede mną. Wtem, jak na zawołanie, uścisnął także moją dłoń. Poczułem kolejną falę gorąca i coś jakby porażenie prądem. Byłem niemal pewien, że moje nogi zaczęły zamieniać się w watę, choć było to fizycznie niemożliwe. Dziwił mnie fakt, że wciąż stałem prosto, kiedy już dawno powinienem leżeć na ziemi.
Uspokój się!, krzyczała moja podświadomość.

Wiedziałem, że to nie ma szans na dobre zakończenie... Donna jak zwykle musiała mnie w coś wrobić, jak robiła to za każdym razem. Jak to robiła, na zawsze pozostanie jej słodką tajemnicą. Przez jej kombinacje, zostałem skazany na siedzenie z Niallem w pobliskim parku. Chłopak cały czas coś opowiadał, a ja go tylko słuchałem ze spuszczoną głową. Nie mogłem na niego patrzeć w obawie, że ujrzy moją czerwoną twarz. Nie było żadnego sposobu, żeby powstrzymać te cholerne rumieńce; nie dawało mi to spokoju. Jednak patrząc na to z innej strony, to nie była moja wina, a jego, że tak na mnie działał. Albo... to jednak moja wina, bo nie mogłem zapanować nad własnym ciałem.
Nagle, Niall wyrwał mnie z zamyślenia.
– Harry, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – zapytał.
Jego otwartość wobec mnie była na prawdę niesamowita. Może właśnie to mnie tak bardzo onieśmielało. Kiedy on był taki pewny siebie, ja gapiłem się w czubki swoich butów, bo nie byłem na tyle odważny, aby spojrzeć mu w twarz.
– Jasne – odparłem pospiesznie. – Mówiłeś skąd jesteś.
– Tak, piętnaście minut temu...
Jaki ze mnie idiota... W tej chwili moim jedynym marzeniem było stać się niewidzialnym. Zażenowany do granic możliwości, ukryłem twarz w dłoniach.
Chyba na całym świecie nie żyła osoba bardziej nieśmiała ode mnie. Na dobór złego, musiał mi się spodobać ktoś hetero. Wywnioskowałem to ze sposobu w jaki mówił, z tego jak się poruszał i ogólnie, jak się zachowywał.
Gdybym cokolwiek mówił, możliwe, że chociaż byśmy się zakolegowali.
– Jeśli mnie nie lubisz to nie będę cię męczyć – powiedział, wykrzywiając twarz w grymasie niezadowolenia.
– Nie! – Zareagowałem chyba zbyt gwałtownie.
Chłopak spojrzał na mnie pytająco. Wtedy postanowiłem zaryzykować wszystko. Już i tak zdążyłem się ośmieszyć, więc nie miałem nic do stracenia. Przysunąłem się do niego na tyle blisko, że jego udo dotykało mojego.
Chyba kompletnie oszalałem.
Automatycznie wstrzymałem oddech; nie miałem nad tym kontroli. Przybliżyłem się jeszcze bardziej, tak że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.  Po chwili, nie zważając na nic, pocałowałem go, zupełnie się w tym zatracając. Całowałem go tak, jak nikogo innego. Tak, jakby miało zależeć od tego moje życie.

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 2 [R]

HARRY
– Co tak za nim patrzysz? – powiedziała Donna, opierając się o ladę.
– Na kogo? – odparłem jakby nigdy nic.
– Nie świruj. Widziałam jak ci się ręce trzęsły.
Wywróciłem oczami, po czym odwróciłem się do niej plecami. Nie miałem ochoty się nikomu tłumaczyć, a już szczególnie nie Donnie. Prędzej czy później i tak wszystko rozgryzie, taka już była. 
Nałożyłem na talerz kawałek sernika i podsunąłem go dziewczynie. Na jej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech. Dobrze wiedziałem jak można odwrócić jej uwagę. Kiedy wypchała sobie usta ciastem, wykorzystałem okazję do zabrania głosu:
– Jeśli on jeszcze kiedyś tu przyjdzie, powiedz mu, że nie żyję. – Ugryzłem się w język dopiero po fakcie; nie było to dokładnie to, co chciałem powiedzieć.
– Wiedziałam! – krzyknęła z pełnymi ustami, machając mi widelcem przed nosem. Najwyraźniej mój plan nie działał tak jakbym chciał. – Spodobał ci się.
Momentalnie poczułem jak na twarzy pojawiają mi się rumieńce. Żeby uniknąć jeszcze większego upokorzenia, czmychnąłem na zaplecze. 
Już nic nie musiała rozgryzać. Najwyraźniej byłem tak przewidywalny, że dowiedziała się wszystkiego, gdy tylko na mnie spojrzała. Lepiej nie mówić przy niej zbyt wiele. Zawsze jednak popełniałem ten błąd i wyżalałem się jej. Potem tylko tego żałowałem. Nieważne jak często gryzłem się w język – za każdym razem było już za późno. W myślach, widziałem obraz rudowłosej, paplającej każdemu, kogo spotka. 
Westchnąłem ciężko, błagając o spokój. Chwilę później, wróciłem do pracy i na szczęście, przy ladzie nikogo nie zastałem. Gdy tylko stanąłem na swoim stanowisku, Donna pomachała mi energicznie z drugiego końca sali. W odpowiedzi posłałem jej jedynie wymuszony uśmiech. Od tej pory ciężko było mi się szczerze uśmiechnąć.

NIALL
Rano obudziły mnie różne irytujące dźwięki, jak na przykład skrzeczące radio. Ten dzień nie zapowiadał się zbyt ciekawie od samego początku... Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju. Nogi, będące w zmowie z żołądkiem, mimowolnie poniosły mnie do kuchni. Tam, Tyler – mój współlokator – kroił na desce arbuza. Nie mogłem uwierzyć, że robił przy tym tyle hałasu.
– No wreszcie wstałeś – powiedział oschle; wspaniałe powitanie. – Chcesz kawałek?
– Nie, dzięki. Kiedy wychodzisz? – nie pozostawałem mu wdzięczny.
– Jak zjem.
Zazwyczaj to właśnie tak wyglądały nasze rozmowy. Przekamarzaliśmy się niczym rodzeństwo, ale od braci różniło nas to, że się po prostu nie lubiliśmy. Nie łączyły nas żadne więzi krwi, więc nie musieliśmy udawać, że się uwielbiamy. Mimo częstych sprzeczek, potrafiłem wytrzymać z nim w jednym mieszkaniu. Jednak nie zmieniało to faktu, że wolałem przebywać jak najdalej od niego i jego licznych dziewczyn.
W końcu, zaczął łapczywie pożerać kawałek owocu. Ubrudził przy tym stół i, jak przypuszczałem, wcale nie miał zamiaru po sobie posprzątać; taki już był – wredny i niechlujny. Gdy skończył jeść, wytarł dłonie w swoją szarą koszulkę. Odruchowo wykrzywiłem twarz. 
Obleśne... 
Później, założył buty i bluzę, żeby za chwilę wyjść. Odetchnąłem, gdy tylko zamknęły się za nim drzwi. Pospiesznie wytarłem plamy soku ze stołu, gdyż nie lubiłem żyć w wiecznym syfie. 
Czemu on zawsze tak okropnie brudził?
Kiedy zrobiłem porządek, zabrałem się do przygotowania sobie śniadania. Zjadłem w spokoju, ubrałem się, po czym wyszedłem z gitarą w ręku.
Idąc ulicą, co chwila ziewałem przeciągle. Wcale nie spałem tak dobrze, jakbym chciał. Nie wiem jakim cudem zapomniałem o wypiciu kawy, na którą miałem ogromną ochotę. Automatycznie myślami przeniosłem się do kawiarni, w której wczoraj byłem. Lokal na prawdę mi się podobał?
Jesteś pewien, że mówisz tylko o lokalu?, mówiła moja podświadomość. Może wcale nie potrzebowałem kofeiny...
Potrząsnąłem głową, przyłapując się na takim myśleniu. Próbowałem odgonić od siebie te myśli, a jedynym na to sposobem było skupienie się na drodze do metra.

HARRY
Obsługiwałem właśnie młodą dziewczynę, która wyjątkowo peszyła mnie swoim nachalnym spojrzeniem. Kiedy odwróciłem wzrok, zobaczyłem przez szybę, przechodzącego obok blondyna. Od razu poznałem w nim chłopaka, który był tu wczoraj. Nie mogłem się powstrzymać przed podejściem do okna. Przyciskając nos do szyby, wpatrywałem się w jego plecy.
Tak jak wczoraj, w ręku trzymał gitarę, co natychmiast przykuło moją uwagę. Musiałem się bardzo wysilić, ale w końcu zobaczyłem jak schodzi na dół po schodach do metra. Następnie zniknął mi z pola widzenia, zanim zdążyłem nacieszyć oczy. Zawiedziony, opuściłem ręce i zniechęcony wróciłem do pracy.
Nie wiedziałem dlaczego tak bardzo chciałem móc patrzeć na blondyna. Wydawał się być taką ciepłą osobą, którą można podziwiać godzinami. Przypomniałem sobie iskierki w jego oczach i nabrałem ochoty na walnięcie głową w ścianę.
Był taki piękny...
Dopiero podczas gdy zmywałem naczynia, niespodziewanie mnie olśniło. Przygotowując specjalną kawę, błagałem w myślach, żeby chłopak nie odszedł zbyt daleko. Po chwili, zdjąłem swój fartuch i pospiesznie zawiesiłem go na wieszaku. Kątem oka, zauważyłem że spadł na ziemię, lecz nie miałem czasu tego naprawić. Gestem ręki przywołałem do siebie Donnę, która stała przy jednym ze stolików. W podskokach podeszła do mnie co, jak na mój gust, mogła robić odrobinę szybciej. Oparła się o ladę i wyszczerzyła zęby, zupełnie tak jak robiła to za każdym razem. Odruchowo wywróciłem oczami, na co też nie miałem czasu, więc od razu przeszedłem do sedna sprawy.
– Błagam, zastąp mnie na chwilę – poprosiłem, układając dłonie jak do modlitwy. – Muszę natychmiast wyjść.
– Biegnij – rzuciła, po czym zajęła moje miejsce.
Nie musiała powtarzać dwa razy. Wziąłem do ręki to, co miałem wziąć i czym prędzej ruszyłem ku drzwiom. Na odchodnym posłałem koleżance uśmiech wdzięczności.
Z kubkiem kawy w dłoni, poszedłem szybkim krokiem do metra. Nie chciałem biec, żeby przypadkiem nic nie rozlać. Miałem nadzieję, że chłopak wciąż czeka na swój pociąg i to właśnie ta nadzieja dała mi siłę na przyspieszenie kroku. Chciałem być tam jak najszybciej za wszelką cenę.
Serce zaczęło bić mi szybciej, gdy znowu przypomniałem sobie jego błękitne oczy. Zaczynałem kompletnie świrować na ich punkcie, a jego twarz widziałem zaledwie raz w życiu.
Niemalże zeskoczyłem ze schodów, a tam od razu go zobaczyłem. Stanąłem jak wryty, jednocześnie zachowując ostrożność względem kawy. Ten widok na prawdę mnie zaskoczył; nie tego się spodziewałem. Blondyn siedział przy ścianie, jak gdyby nigdy nic, grając na swojej gitarze. Podśpiewywał, a przed nim leżał pokrowiec na instrument, a w nim kilka monet.
Dosłownie nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem. Przez chwilę, po prostu na niego patrzyłem. Szczerze mi zaimponował. Do tego, widziałem z jaką pasją to robił i nawet nie czuł skrępowania. Wyglądał jakby sprawiało mu to przyjemność, mimo że nie zebrał żadnej fortuny.
Zawahałem się, lecz po krótkim namyśle, podszedłem bliżej. Z kieszeni spodni wygrzebałem kilka centów, które wrzuciłem do futerału. Natomiast rękę z kubkiem wyciągnąłem przed siebie. Spuściłem wzrok, czując że moje policzki oblał niechciany szkarłat. Chłopak w odpowiedzi zachichotał pod nosem.
Cholera...
– Przynosisz mi kawę i jeszcze za nią płacisz? – zażartował.
– Pomyślałem, że... możesz chcieć się napić – bąknąłem.
Czy ja zawsze muszę robić z siebie idiotę?
Jedyne co mi pozostało, to skarcić siebie za to w myślach. Nagle, blondyn chwycił kawę, muskając przy tym swoją dłonią moje palce. Ten krótki dotyk sprawił, że moje ciało zadrżało niekontrolowanie. Gdy upewniłem się, że trzyma kubek, schowałem ręce do kieszeni spodni, próbując choć odrobinę zmniejszyć zawstydzenie. Walcząc sam ze sobą, podniosłem wzrok i spojrzałem mu w oczy, a było warto.
– Dziękuję – powiedział.
– Nie ma sprawy – odparłem. – To cześć. Miłego dnia.
Uśmiechnąłem się, po czym odwróciłem się na pięcie i odszedłem. Czułem, że moja twarz robiła się coraz bardziej czerwona, więc jak najszybciej chciałem uciec z tego miejsca. Zacisnąłem dłonie w pięści, nie mogąc uspokoić myśli.
Jak zwykle wyszedłem na kretyna. Może on wcale sobie tego nie życzył? Chociaż nie wyglądał na zdenerwowanego, ani nic w tym rodzaju... Wręcz przeciwnie – ucieszył się.  Więc może na prawdę był spragniony?
Jedyny plus tej sytuacji był taki, że mogłem go ponownie zobaczyć. Chociaż, może był jeszcze jeden plus jak na przykład to, że nasze dłonie przez sekundę były złączone.
Chyba próbowałem pocieszyć sam siebie... Niespecjalnie zachwycony, wróciłem do pracy. Tam, rzecz jasna, czekała na mnie rudowłosa koleżanka. Teraz najbardziej pragnąłem uniknąć rozmowy z nią. Widziałem w jej oczach ciekawość, która jeszcze bardziej mnie zniechęcała do rozpoczynania konwersacji. Postanowiłem udawać, że jej nie widzę.
– Gdzie twoja kawa? – zapytała, mimo że dobrze znała odpowiedź.
Nie była głupia... a raczej miała w sobie coś, co nazywała szóstym zmysłem. Poza tym, nie dało się po mnie nie zauważyć, że miałem zupełnie inny humor zanim wyszedłem.
Przewiązałem w pasie fartuch i odwróciłem się do Donny, czekając na serię pytań. Nie dało się tego uniknąć, więc pozostało mi jedynie zebrać się na odwagę.
– Czy ty umiesz czytać w myślach? – spytałem, unosząc brew.
– Z ciebie można czytać jak z otwartej książki! Nie trzeba być jasnowidzem – odparła wesoło. – Masz już jego numer?
– Nie! Czemu miałbym mieć? Zostaw mnie.
– Nie bądź taki oschły! Widzę, że nie możesz sobie z tym poradzić.
– To nie twoja sprawa – próbowałem zakończyć rozmowę. Jednak wcale nie byłem gotowy na jej pytania.
– Dobrze wiesz, że i tak się wszystkiego dowiem. Do zobaczenia później! – Pomachała mi, po czym odeszła.
Odetchnąłem z ulgą, choć nie cieszyłem się zbyt długo. Po chwili, przypomniałem sobie jej słowa. Ona na prawdę dowie się wszystkiego... Ma już na to swoje sposoby, które od zawsze były dla mnie tajemnicą.
Po zakończonej pracy, poszedłem na autobus. Powłóczyłem nogami; kilka godzin stania na prawdę potrafi dać się we znaki. Niespodziewanie, usłyszałem, że ktoś mnie woła. Odwróciłem się i zobaczyłem Donnę, biegnącą za mną. Automatycznie zacząłem grać głuchoniemego.
Czy ona nigdy się nie zniechęcała?
– Pamiętaj, ja się nigdy nie zniechęcam – powiedziała, dysząc przy tym.
Wcale nie umie czytać w myślach...
– Opowiesz mi wszystko u ciebie – zarządziła.
– Właśnie sama się zaprosiłaś?
– Dokładnie.
Położyła ręce na biodrach, puszczając do mnie perskie oko. Jej energia czasem mnie przygnębiała, gdyż sam nie byłem taki żywiołowy.
Gdy nadjechał autobus, wsiadłem do niego, próbując ignorować Donnę. Niestety, wskoczyła tuż za mną. Nie dało się od niej odczepić i musiałem się z tym pogodzić. Postanowiłem cieszyć się ostatnimi minutami wolności, zanim wpadnie do mojego mieszkania i zacznie się przesłuchanie.

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 1 – REMAKE

HARRY
Obudziło mnie znienawidzone dzwonienie budzika. Jak na mój gust, musiałem wstawać o wiele za wcześnie. Powoli zacząłem wygrzebywać się spod ciepłej kołdry, której za nic w świecie nie miałem ochoty opuszczać. Po kilku minutach przeciągania się i ziewania, w końcu udało mi się wyjść z łóżka. Wtem podszedłem do komody, żeby wyciągnąć z niej czystą koszulkę.
Po chłodnym prysznicu, który jako tako przywrócił mnie do życia, w pośpiechu zjadłem rogala. Czas nieustannie mnie gonił i już powinienem wyjść, jeśli nie chciałem przegapić autobusu. Chwyciłem torbę i bez zastanowienia wybiegłem z mieszkania. 
Mój humor poprawił się od razu, po wyjściu na zewnątrz. Było pochmurno, a wiatr nie próżnował, lecz mimo chłodu i deszczu, uwielbiałem jesień. Towarzyszyły jej zawsze najpiękniejsze kolory i najwspanialszy zapach. Kiedy inni, podczas lata, smażyli się na plaży, ja ukrywałem się w cieniu, z utęsknieniem czekając na wrzesień. Na szczęście, moja ulubiona pora roku wreszcie nastała, co skutkowało u mnie częstym uśmiechem.
Gdy dobiegłem na przystanek, od razu wskoczyłem do autobusu. Było w nim jak zwykle dużo ludzi, a co za tym szło, zerowe szanse na znalezienie wolnego miejsca siedzącego. Wszyscy zaspani, z ponurymi minami. Przez to ten dzień wydawał się jeszcze podlejszy, lecz nie traciłem dobrego nastawienia. Chwyciłem poręcz w celu zachowania równowagi, choć nie było to konieczne, gdy z każdej strony podtrzymywały mnie ciała innych. 
Po dojechaniu na właściwy przystanek w centrum miasta, spokojnie wysiadłem z pojazdu i ruszyłem w stronę uczelni. Nie zwalniałem kroku, bo gdybym ustąpił, zapewne spóźniłbym się na zajęcia. Doszedłem do sali w samą porę, zaledwie minutę przed dzwonkiem. Każdy już zajmował swoje miejsce. Szybko usiadłem na jedno z wolnych krzeseł i wyciągnąłem zeszyt z torby. Dopiero wtedy mogłem odetchnąć z ulgą.
Od razu, po dłużących się wykładach, poszedłem na kolejny przystanek. Tym razem wybierałem się do pracy. Na szczęście, nie musiałem się spieszyć tak jak rano, gdyż zostało mi całkiem sporo czasu.
Droga zajęła mi kilkanaście minut. Wreszcie, spokojnym krokiem wszedłem do kawiarni. Było to jedno z moich ulubionych miejsc w Londynie i byłem nadzwyczaj szczęśliwy, że mogłem w nim pracować. Ściany z czerwonej cegły, ciemne panele, ciepłe światło i najwspanialszy zapach świeżo parzonej kawy – wymarzone otoczenie do spędzania czasu. 
Napawając się moją ulubioną wonią, poszedłem na zaplecze. Przewiązałem w pasie swój bordowy fartuch, a już chwilę później stałem za ladą, gotowy do pracy. Momentalnie podeszła do mnie jedna z kelnerek – Donna. Wyróżniały ją kręcone kasztanowe włosy i twarz obsypana piegami, a także głośny styl bycia.
– Dzień dobry, panie kierowniku – przywitała mnie szerokim uśmiechem, jednocześnie pokładając się na ladzie.
– Hej, Donna – odpowiedziałem, odwzajemniając uśmiech. – Nie mów tak do mnie.
– Oh, przecież wiesz, że sobie żartuję. – Puściła perskie oko, po czym odeszła, żeby obsłużyć klientów.
Także wziąłem się do roboty, mimo że niespodziewanie ogarnęło mnie dziwne uczucie wycieńczenia. Dopiero popołudniu zrozumiałem jak bardzo byłem zmęczony. Zapewne gdybym poszedł wcześniej spać, nie miałbym tego problemu. 
Dosłownie na chwilę odwróciłem się od kasy, żeby wziąć głęboki wdech, który miał mi pomóc ogarnięcie umysłu. Przeczesałem włosy dłonią, odgarniając kilka niesfornych kosmyków z czoła. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem przed sobą rumianego blondyna. Był zadyszany, a w ręku trzymał pokrowiec na gitarę. Podniósł głowę do góry, przez co zobaczyłem jego błękitne oczy, których widok zaparł mi dech w piersi.
– Poproszę latte – powiedział, a jego oddech powoli się normował. – Na wynos.
– Już się robi – rzuciłem tylko.
Zacząłem przygotowywać kawę, ale co chwilę zerkałem na klienta; nie mogłem się powstrzymać. Rozglądał się po pomieszczeniu, od czasu do czasu, nerwowo spoglądając na zegarek. Na prawdę drogi zegarek ze skórzanym paskiem. Najwyraźniej się spieszył, toteż próbowałem się nie ociągać, żeby jak najszybciej go obsłużyć.
Próbowałem, lecz nie wychodziło mi to do końca tak, jak zaplanowałem. W równych odstępach czasowych, zerkałem przez ramię, wzrokiem lustrując chłopaka. Wyglądał niepozornie w dżinsach i czerwonej, flanelowej koszuli w kratę, ale miał w sobie coś, co nie pozwalało mi spuścić z niego wzroku. Jasne włosy, postawione na żel do góry, prezentowały się na prawdę dobrze i idealnie do niego pasowały.
Kiedy już miałem dać mu zamówienie, kubek niespodziewanie wypadł mi z ręki, a napój obal moje czarne spodnie. 
Niech to szlag!
Zakląłem cicho pod nosem, choć miałem ochotę krzyczeć. Kawa była gorąca, przez co poparzyła mi uda. Blondyn wyciągnął szyję, żeby sprawdzić co się stało. Wysłałem mu przepraszający uśmiech i zabrałem się do robienia nowej latte. Musiałem zaciskać zęby, powstrzymując się od wybuchnięcia. Doskwierał mi piekący ból, ale zaskoczyłem sam siebie swoją wytrwałością. 
Po chwili podałem chłopakowi kolejną kawę, tym razem starając się zachować wzmożoną ostrożność.
– Dzięki – bąknął. Zostawił na blacie kilka monet, po czym po prostu wyszedł.
Odprowadziłem go wzrokiem do drzwi. Gdy tylko przekroczył próg kawiarni, wypuściłem powietrze z płuc, zalegające tam od jakiegoś czasu. Podczas obecności blondyna, nawet nie zauważyłem jak bardzo się denerwowałem. Dopiero po jego wyjściu, zacząłem oswajać się z tą wiadomością. Ręce mi drżały niekontrolowanie. Przekląłem je w myślach, tym samym przypominając sobie o oparzeniu i ponownie syknąłem z bólu.

NIALL
Kiedy tylko opuściłem kawiarnię, odwróciłem się na chwilę. Brunet wyglądał jakby spadł mu kamień z serca. Zacisnąłem palce mocniej na kubku kawy, po czym ruszyłem w stronę przystanku. Tam, czekając na autobus, rozmyślałem. W głowie ciągle napotykałem się na myśl o chłopaku z baru. 
Co chwilę, nerwowo odgarniał swoje włosy z czoła. Dłonie mu się trzęsły z bliżej nieokreślonego powodu. Sprawiał wrażenie zapracowanego człowieka z wieloma problemami na głowie, jednocześnie wyglądając na wesołego i beztroskiego. Zastanawiało mnie także, dlaczego nieustannie błądził wzrokiem. Zapewne przez to, że był rozkojarzony, upuścił pierwszy kubek z kawą.
Z drugiej strony... wyglądał całkiem uroczo, kiedy tak się starał.
Cholera.
Skarciłem się w myślach za myślenie o czymś takim, równocześnie kręcąc głową. Wtem, nadjechał autobus, do którego wskoczyłem dopiero po chwili, wciąż pogrążony w myślach.
Wysiadając z autobusu, potknąłem się o własne nogi, mimo że uspokoiłem umysł z natrętnych wspomnień. Zaśmiałem się pod nosem, sam z siebie.
Całe szczęście, do domu miałem niedaleko. Już po pięciu minutach, otwierałem drzwi do mieszkania. W niewielkim salonie, zastałem swojego współlokatora, obściskującego się z dziewczyną na kanapie. Nie byłem pewien, która to w tym tygodniu, ale na pewno nie była ostatnia. Przeszedłem obok, ignorując ich. Wszedłem do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi, żeby nie musieć słuchać mlaskania i głupkowatych chichotów. Tamci pewnie nawet nie wiedzieli, że byłem w domu, choć wcale mi to nie przeszkadzało.
Oparłem gitarę o ścianę, po czym usiadłem na parapecie, wciąż trzymając w dłoni kubek po kawie. Położyłem go obok siebie, a wzrok wlepiłem w widok za oknem. Z ostatniego piętra, miasto prezentowało się na prawdę wyjątkowo. Miałem wielkiego farta, mogąc mieszkać w takiej lokalizacji. Potrafiłem godzinami siedzieć w tej części mojego pokoju i robić najróżniejsze rzeczy. Od podziwiania Londynu, poprzez czytanie książek, aż do pisania piosenek.
Właśnie wtedy, poczułem nagły przypływ weny. Chwyciłem do ręki notes, który zawsze leżał w tym samym miejscu, gdyż nie miałem zwyczaju pisać nigdzie indziej. Niby od niechcenia, zacząłem skrobać słowa na papierze, a gdy zapisałem kilka wersów, zacząłem czytać je w kółko. Nie trwało długo, żebym zupełnie się zniechęcił do tego kawałka tekstu. Zdecydowanie wyrwałem kartkę i zgniotłem ją, marszcząc brwi. Rzuciłem papierową kulkę na podłogę. Zrozumiałem, że wcale nie miałem weny. Albo po prostu nie mogłem się skupić. Niestety, dobrze wiedziałem czyja to wina; w myślach ciągle widziałem obraz roztrzepanego chłopaka z burzą loków.

*

No więc tak to wygląda:) Rusza remake Aflame! Z nowym tytułem, nowym wyglądem i przede wszystkim nowymi rozdziałami ^^
Mam nadzieję, że niektórzy się zainteresują.

sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 10. + WAŻNA INFORMACJA

*Harry*

Siedząc w objęciach Nialla, wciąż nie mogłem uwierzyć w jego ostatnie słowa wypowiedziane do mnie. Z jego ust brzmiało to tak pięknie...
"Kocham cię."
Często zastanawiałem się jak do tego doszło. Dawno temu obiecałem sobie, że już nigdy więcej się nie zakocham, a tu nagle do mojego życia wpada koleś z gitarą i przewraca wszystko do góry nogami. Postanowiłem, że nie będę wracać do przeszłości, ale ta uparcie nawiedzała mnie w snach. Powtarzałem sobie, że ufam Niallowi, więc czemu dokuczały mi wątpliwości?
Dotyk jego ciepłej dłoni na moim policzku, mnie uspokajał. Jednak mimo to, bałem się, że potrafi czytać w myślach. Przy takiej zadumie towarzyszyło mi poczucie winy, którego nie potrafiłem od siebie odgonić.
Nagle poczułem ochotę na gorącą herbatę. Wstałem z kanapy i bez wahania ruszyłem w stronę kuchni. Czując na sobie czyjś wzrok, odwróciłem się i zobaczyłem zasmuconą twarz blondyna.
- Wracaj do mnie - powiedział z miną zbitego szczeniaka.
Zaśmiałem się pod nosem i wróciłem do nalewania wody do kubków. Po chwili ponownie usiadłem na kanapie, a herbatę odłożyłem na stolik. Natychmiast po tym, Niall objął mnie ramionami i zaczął całować po szyi. Nagle wpadłem na świetny pomysł. Odsunąłem od siebie chłopaka, żeby mu przedstawić moją ideę. Posłał mi pytające spojrzenie, na które odpowiedziałem szerokim uśmiechem.
- Słuchaj, Niall - powiedziałem ochoczo. 
- Tak?
- Zamieszkaj ze mną - kontynuowałem. - Tak na stałe.


*Niall*

Po usłyszeniu propozycji Harry'ego, nie wiedziałem co ze sobą zrobić; kompletnie mnie zamurowało. Patrzyłem się w jego zielone, śmiertelnie poważne, oczy. Na pewno nie wyglądał jakby sobie żartował. Siedziałem bezczynnie, wciąż patrząc się na jego twarz, jakbym szukał jakiegoś haczyka. Wtem zmienił minę na wyczekującą, co oznaczało, że mam mu dać odpowiedź bezzwłocznie. Wstrzymałem na chwilę oddech, po czym wypuściłem powietrze z płuc.
- Harry... - zacząłem.
- Nie kończ - zareagował gwałtownie, zrzucając mnie ze swoich kolan.
Wstał z kanapy, nie pozwalając mi powiedzieć żadnego słowa więcej. Zaczął przeczesywać dłonią swoje loki, przy czym westchnął ciężko.
- Harry, dasz mi dokończyć? - syknąłem.
- Nawet ślepy widziałby w twoich oczach, że nie chcesz - warknął w odpowiedzi.
Zabolało, zwłaszcza, że nie miał racji.
- Cholera, o co ci chodzi? - zapytałem. - Najwyraźniej nie jesteś zbyt dobry w czytaniu w myślach, bo tak się składa, że chciałem odpowiedzieć: JASNE.
Nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony, chwyciłem nową gitarę i wyszedłem z mieszkania, trzaskając przy tym dramatycznie drzwiami. Ostatnie co usłyszałem to przeciągłe "Cooo?", ale nie miałem zamiaru wracać. Marzyłem o tym, żeby pograć na gitarze w starym, dobrym metrze.
- Niall, do diabła, czekaj! - słyszałem za sobą.
Postanowiłem się nie odwracać, tym razem nie będę mięczakiem. Pewnym krokiem szedłem dalej, mocniej zaciskając dłoń na pasku, przymocowanym do pokrowca. Wiem, że za mną biegł, ale najwyraźniej się zmęczył, gdyż moich uszu już nie dobiegały błagalne krzyki. Jednak wciąż nie chciałem spoglądać za siebie. W końcu doszedłem do schodów, prowadzących pod ziemię. Powitał mnie mocny powiew wiatru, wytwarzany przez pędzące pociągi. Bez wahania usiadłem na chłodnej podłodze, po czym wyciągnąłem gitarę. Przy gryfie, między strunami była włożona malutka karteczka, a na niej narysowane symetryczne serce. Uśmiechnąłem się pod nosem, wyciągnąłem papierek i schowałem go do kieszeni kurtki.
Intencje Harry'ego były oczywiste i wiem, że nie miał na myśli nic złego. Niestety problemem było to, że nigdy mnie nie słuchał, a kiedy już robił wyjątek to i tak nie obchodziło go za bardzo moje zdanie. Dlatego musiałem pobyć przez chwilę sam i pomyśleć nad całą tą sytuacją.
Przejechałem palcami po strunach i zaraz po tym zacząłem grać pierwszą lepszą piosenkę, która przyszła mi na myśl. Śpiewałem tekst bezbłędnie, lecz bez przerwy myślałem o czymś innym.
Dlaczego nawet nie pozwolił mi dokończyć zdania? Może nawet dobrze się stało. Przynajmniej zrozumiałem, że absolutnie nie jesteśmy gotowi na wspólne mieszkanie. Tak na prawdę, kłóciliśmy się bez powodu, o jakieś bzdety, ale to było na prawdę irytujące.
Cholera, czemu śpiewam jakąś smutną miłosną balladę?
Wtedy, niespodziewanie ktoś do mnie podszedł. Była to dziewczyna z bordowym płaszczu. Wyciągnęła ręce z kieszeni, po czym wrzuciła dwadzieścia funtów do mojego pokrowca. Zaskoczyła mnie jej hojność, ale skinąłem głową w podziękowaniu.
- Uśmiechnij się - powiedziała pocieszająco, wykrzywiając usta w radosnym uśmiechu.
Nie sposób było się jej sprzeciwić. Wymusiłem blady uśmiech; na nic więcej nie było mnie stać. Po zakończonej misji, odeszła bez słowa. To było całkiem miłe, lecz nie poprawiło mi humoru na długo.
Udawanie twardziela wcale nie wychodziło mi zbyt dobrze. Szczerze chciałem, żeby Harry przyszedł i zabrał mnie do domu, ale potraktowałem go jak zwykłego śmiecia, więc nie miałem na co czekać. Nieważne jak bardzo mnie ignorował, nie potrafiłem mu się odpłacić tym samym, a złość mijała tak szybko jak się pojawiała.
Westchnąłem ciężko i zdecydowałem, że wrócę do niego, przeproszę za swoje szczeniackie zachowanie i znowu będzie tak jak dawniej. Bez dłuższego zastanawiania się, spakowałem gitarę i ruszyłem w stronę mieszkania Harry'ego. Dziwnym trafem, droga tam, dłużyła mi się jak nigdy wcześniej, jakbym zamiast iść do przodu - nieustannie się cofał.

- Harry? - zawołałem, po wejściu do domu bruneta.
Nie czekałem długo; chłopak przybiegł na przedpokój. Miał na sobie szary, workowaty sweter, w którym wyglądał jak wyrośnięty przedszkolak, lecz zdecydowanie uważałem, że to urocze. Zaciągnął rękawy na dłonie i wlepił wzrok w podłogę.
- Przepraszam - powiedziałem, odkładając gitarę.
- To ja przepraszam - odparł pospiesznie, podnosząc głowę.
Pokręciłem przecząco głową, uśmiechając się przy tym. Na prawdę nie dowierzałem w to co się działo. Jakim cudem po każdym rozstaniu, wracaliśmy do siebie, zapominając o każdej kłótni? To zdecydowanie była jakaś magiczna siła, która nie pozwała nam być osobno przez zbyt długi czas.

*

Czas na informację.
Bez owijania w bawełnę:
ZAWIESZAM BLOGA.
Tak, zawieszam. To postanowione. Póki co, kompletnie nie mam pomysłów na następne rozdziały i po prostu nie wiem o czym pisać. Nie zaplanowałam jakoś specjalnie tego opowiadania, więc tak musiało się stać. Przykro mi bardzo, ale obiecuję, że jak tylko wpadnę na jakiś super pomysł - wznowię opowiadanie.
Dziękuję za to, że byliście tutaj ze mną i przepraszam, że Was zawiodłam.

sobota, 24 maja 2014

Rozdział 9.

NP

*Harry*
Przyglądałem się Niallowi, siedzącemu na kanapie w moim mieszkaniu. Patrzył się tępo w jeden punkt, a w oczach miał łzy. Za każdym razem kiedy do niego podchodziłem odtrącał moją dłoń. Bałem się cokolwiek powiedzieć, gdyż nie chciałem go denerwować. Od pożaru stał się nadwrażliwy, ale nie przeszkadzało mi to. Mieszkał u mnie, co także nie sprawiało mi żadnego problemu. Może to samolubne, ale cieszyłem się, że mogę go mieć przy sobie przez cały czas.
- Chcesz coś do picia? - zaproponowałem.
Chłopak w odpowiedzi pokręcił przecząco głową, nie odrywając wzroku z podłogi. Nie byłem pewien czy szok pourazowy powinien trwać tak długo. Od kilku dni nie wychodził z domu, w którym także niewiele robił.
- Wychodzę - postanowiłem. - Dasz sobie radę?
- Tak - odpowiedział zachrypniętym głosem.
Ubrałem się, po czym wyszedłem z domu. Otuliłem się mocniej szalikiem i ruszyłem w stronę przystanku autobusowego. Miałem ogromną ochotę na mrożoną kawę, mimo chłodu na dworze. Pojechałem do kawiarni i zamówiłem mój ulubiony napój. Usiadłem przy wolnym stoliku i popijając kawę, czekałem na spóźnialską Donnę. W końcu ujrzałem w drzwiach burzę rudych loków uwolnionych spod białej czapki. Dziewczyna zaczęła rozglądać się nerwowo po pomieszczeniu, a gdy mnie zobaczyła pomachała energicznie. W podskokach podeszła do stolika i usiadła naprzeciwko. Zdjęła rękawiczki, po czym położyła je na blacie.
- Nie za zimno na mrożoną kawę? - powiedziała na przywitanie.
- Cześć, też się cieszę, że cię widzę - odparłem sarkastycznie.
- No hej, hej. Daj spróbować.
Wyrwała mi kubek z ręki i wzięła łyk napoju. Najwyraźniej jej nie posmakował, bo zawołała kelnera i zamówiła gorącą czekoladę. Nagle spojrzała na mnie poważnym wzrokiem, co się zazwyczaj nie zdarzało. W zastanowieniu przygryzła wargę. Dawno jej nie widziałem w takim skupieniu.
- Posłuchaj - zaczęła. - Jeśli potrzebujesz pomocy to wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jesteś moim najlepszym gejacielem.
- Gejacielem? Co ty znowu wymyśliłaś?
- Przyjaciel gej!
Zakryłem twarz w dłonie. Wiedziałem, że ona nie potrafi zachować powagi przez więcej niż pół minuty. Bez ostrzeżenia wybuchnęła śmiechem; poczułem kilka par oczu, zwróconych w naszą stronę. Co za żenada...
- Oh, przestań być takim ponurakiem. Uśmiechnij się wreszcie.
- Nie mam ochoty.
- Aż tak źle?
- Gorzej, niż myślisz...
Wtem wstała z miejsca, stanęła za mną i objęła mnie jak nigdy wcześniej. Zdecydowanie tego potrzebowałem. Czasem taki mały gest mógł pomóc bardziej niż terapia u psychiatry.

*Niall*
Po długim czasie patrzenia się w róg dywanu, postanowiłem wstać z kanapy. Poszedłem do kuchni, żeby przygotować sobie coś do jedzenia. W szafce znalazłem płatki śniadaniowe. Z nadzieją zajrzałem do lodówki, a gdy zobaczyłem mleko od razu sięgnąłem po karton. Takie drugie śniadanie mi odpowiadało. Nagle uśmiech spełzł mi z twarzy; przypomniałem sobie o pożarze. Straciłem wszystkie swoje rzeczy, w tym moją jedyną i najukochańszą gitarę. Zostałem bezdomnym biedakiem. Chociaż gdybym nie znał kogoś tak wspaniałego jak Harry, zapewne nie miałbym gdzie spać. Jednak wciąż najbardziej rozpaczałem po stracie gitary. W końcu to ona była moim głównym źródłem dochodów. Położyłem twarz na stole, próbując odgonić wszystkie mroczne myśli, które męczyły mnie od kilku dni.
Powoli łzy zaczęły wpadać do miski.
Dawno nie płakałem, nawet nie pamiętam kiedy.
- Niall? - niespodziewanie usłyszałem głos Harry'ego i trzask zamykanych drzwi.
Po chwili chłopak wszedł do kuchni, trzymając ręce za plecami, ukrywając coś.
- Co masz? - zapytałem.
- Nic takiego.
Wtedy wyciągnął gitarę w moją stronę.
- Co to jest?
- Twoja gitara.
- Nie jest moja.
- Już jest - nalegał. - Proszę.
Zabrakło mi słów. Od razu zacząłem wymyślać plan w jaki sposób zarobię pieniądze, żeby mu zwrócić.
Będę musiał spędzić kilka tygodni, grając w przejściu podziemnych...
- Nie musisz mi oddawać, nawet funta - powiedział brunet jakby czytał w moich myślach. - To prezent.
- D-dziękuję.
Chwyciłem gryf i zacząłem kręcić nim wkoło. Nie była najnowsza, ale za to świetnej jakości. Przejechałem palcem po strunach. Rozstrojony instrument wydał z siebie nieczyste dźwięki. Po chwili wybuchnąłem śmiechem. Spojrzałem na Harry'ego, miał splecione dłonie i patrzył w dół, ale kąciki jego ust były wykrzywione ku górze. Odłożyłem gitarę na podłogę i oparłem ją o ścianę, żeby móc się przytulić do chłopaka. Wtedy zrozumiałem, że jestem szczęściarzem. Nawet jak zostałem z niczym to dzięki niemu czułem radość z życia.
- Wiesz co? - powiedziałem, patrząc Harry'emu w oczy.
Posłał mi pytające spojrzenie, unosząc brew. Najwyraźniej nie czytał mi w myślach.
- Kocham cię - dokończyłem.

wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozdział 8.

*Harry*
- Uspokój się już! - próbowałem go trzymać, gdy wciąż się wyrywał.
- Nienawidzę go!
Nigdy nie widziałem Nialla w takim stanie; przerażał mnie. Zazwyczaj był spokojny, więc takie zachowanie zdecydowanie mnie zaskoczyło. W końcu puściłem jego ramiona. Popatrzył na mnie pytająco. Miałem wrażenie, że jego złość zaczęła zanikać. Po chwili przestał marszczyć brwi i rozluźnił pięści. Jego furia przywołała jedne z moich najgorszych wspomnień.

- Nie bój się - szepnął Sean, ale te słowa wcale mnie nie uspokoiły.
Zacząłem się jeszcze bardziej denerwować, a na czole mimowolnie pojawiły się kropelki potu. Jego wyraz twarzy nie ujawniał żadnych emocji.
Przywarł mnie do ściany, a nasze usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Czułem ciepły oddech. Próbowałem wtopić się w ścianę, co było niemożliwe. Mocno zacisnąłem powieki. Wtedy zmniejszył odległość między nami do zera, brutalnie wpychając mi swój język do ust. Miałem odruch wymiotny. Nagle przywarł do mnie całym ciałem, przez co miałem trudności z oddychaniem. 
W oddali usłyszałem zbliżające się kroki. Chłopak odskoczył ode mnie jak oparzony i ruchem ręki wskazał mi, żebym znalazł sobie jakąś kryjówkę. Z ulgą od niego uciekłem, żeby schować się za szafki. Nagle usłyszałem głos innego członka drużyny.
- Co ty tu robisz? - zapytał tępo.
- Przyszedłem na trening, kretynie - warknął Sean w odpowiedzi.
Ktoś inny zaśmiał się głośno, a jego śmiech odbił się echem po pustej szatni.


Odruchowo wstrzymałem oddech, w obawie, że mnie znajdą. Powoli próbowałem wyjść, pozostając niezauważonym. Na szczęście udało mi się za pierwszym razem. Gdy tylko wyszedłem na boisko, odetchnąłem z ulgą. Nie obracając się za siebie pobiegłem jak najdalej to było możliwe, ale nieubłaganie gonił mnie strach, a łzy utrudniały widoczność.

- Harry, co się stało? - zmartwiony głos Nialla przywrócił mnie do rzeczywistości.
Potrząsnąłem głową, odganiając od siebie mroczne myśli. Momentalnie zrobiło mi się słabo, ledwo stałem na nogach. Odruchowo złapałem ramię Nialla.
- Przepraszam - powiedział. - Nie chciałem cię wystraszyć.
Fakt, trochę mnie przeraził. Wtedy złapał moją dłoń, przyciągając do siebie. Jego usta były na wysokości mojej szyi. Czułem bicie serca i ciepły oddech.
- Chodźmy stąd - rzucił. - Mam dość tego miejsca.
Zaczęliśmy schodzić po schodach, gdy nagle poczułem rażące ciepło. Spojrzałem na szybę na półpiętrze, w której zobaczyłem płomień. Zbiegłem tam czym prędzej, a moim oczom ukazało się jedynie morze ognia. Bez wahania pociągnąłem Nialla za rękę i zaprowadziłem na górę. Trzęsącymi rękami wyciągnąłem telefon z kieszeni, próbując zadzwonić po pomoc. Blondyn miał oczy przepełnione strachem równie bardzo jak ja. Nie wiedziałem, czy mam powiedzieć imprezowiczom o zagrożeniu, obawiałem się paniki. Gdy się zastanawiałem, usłyszałem nagle sygnał syreny strażackiej.
Jak szybko.
Lecz robiło się bardziej gorąco, na tyle, że ujrzałem na czole Nialla kropelki potu. Nie chciałem dłużej stać bezczynnie, więc pospiesznie zaprowadziłem go do mieszkania. Tam wciąż nie ustawała zabawa. Nagle usłyszałem krzyk, ktoś najwyraźniej się zorientował. Tak jak przewidywałem, wszyscy zaczęli panikować i biegać w koło po pokoju. Ktoś nawet postanowił wyjść na korytarz, ale szybko wrócił, gdy tylko zobaczył co stoi mu na drodze. Właśnie tego najbardziej się obawiałem, ale świadomość o przybyłej pomocy bardzo mnie uspokajała. Niespodziewanie przez okno wskoczył strażak, trzymający wąż. Przebiegł obok nas, żeby gasić pożar. Chwilę później do mieszkania wskoczyła para kolejnych ratowników. Zaczęli po kolei wyprowadzać ludzi tym samym wejściem, którym się dostali do środka.

*Niall*
Nagle jeden strażak chwycił Harry'ego za ramię i pociągnął za sobą. Chłopak nie protestował, ale posłał mi wystraszone spojrzenie. Zjawiły się posiłki, próbując powstrzymać szybko rozprzestrzeniający się ogień. Miałem wrażenie, że zostałem sam w mieszkaniu. Gdy rozejrzałem się w około, zrozumiałem, że na prawdę tak było.
- Nie! - usłyszałem pisk Harry'ego.
Znowu na niego popatrzyłem; zaczął machać rękami i wyrywać się z uścisku mężczyzny. Nie miałem pojęcia dlaczego tak zareagował. Odwróciłem się, ale zamiast zrozumieć, upadłem na rozgrzane kafle. Reakcją na spotkanie z podłogą był jedynie przeszywający ból w czaszce.
Cholera.